Wywiad ze Stevem Rothery i Stevem Hogarthem
Fragment wywiadu udzielonego The Web Poland. Warszawa 19 września 2016 roku.
TWP: Wspomniałeś o filmowym wymiarze tej muzyki. Rozmawialiśmy w lutym i wtedy powiedziałeś, że interesujesz się muzyką kinową. Jak twoje zainteresowania przekładają się na gitarowe partie na albumie?
Steve: Tak, to jedna z moich pasji. Podczas pisania muzyki wyobrażam ją sobie jako ścieżkę dźwiękową do filmu. Jest taki fragment w "The Leavers", gdzie pojawia się fortepian i gitara, który uważałem za bardzo wyrazisty i filmowy. Wyobrażałem sobie, że siedzę w pociągu, krajobraz mijający w oknie. Muzyka tak na mnie działa. Uruchamia pewnego rodzaju pomysły - tak wizualne jaki i muzyczne. Weźmy ścieżkę dźwiękowa z filmu "Paris Texas", inteligentna gitara... Nawet teraz jest to muzyka, której najchętniej słucham.
TWP: Moim zdaniem na albumie jest "dużo" każdego z Was. Ale ponieważ w Twoim przypadku niejako płynnie przechodzimy od Twojej płyty solowej do "F.E.A.R." to powiedz, jak bardzo wolność tworzenia poza zespołem wpłynęła na pracę nad tym albumem.
Steve: Dała mi więcej pewności siebie, ale z racji tego, że Mike Hunter wspomagał mnie przy pracy nad moim solowym albumem i go miksował - ja pomagałem mu zrozumieć lepiej to, nad czym w danej chwili pracowałem przygotowując "F.E.A.R.". Bardziej mnie zachęcił. Był taki fragment na instrumenty klawiszowe... miałem już pomysł na to, co chciałem zrobić, a on zainspirował mnie, żeby to zagrać w określony
sposób i zmienić trochę podejście do brzmienia. W przeszłości były utwory, głównie na "Happiness is the Road", gdzie czasami do dziś nie wiem, co tak naprawdę miałem lub powinienem w nich zagrać. Z tym albumem nie miałem takiego problemu.
TWP: Większa wolność...
Steve: Tak. Improwizuję melodie i czasami są one włączane do aranżacji, na przykład z klawiszami lub melodią wokalu, więc wszystko rosło w taki organiczny sposób. Zajęło to nam tak dużo czasu, gdyż wiele innych rzeczy działo się jednocześnie. Jedna z części "The New Kings" powstała kilka lat temu podczas naszych improwizacji, a środkowa część w tym roku. Jest to taki zlepek odrębnych pomysłów z różnych lat. Jeśli coś co już mieliśmy było dobre, Mike kazał nam to dalej ogrywać, rozwijać w oparciu o pierwotny pomysł, co akurat miało miejsce z "The New Kings". Był to dość interesujący i łatwy sposób. Stworzenie tego albumu nie było muzycznie trudne.
...wchodzi H.
TWP: Steve, zaczniemy od standardowego pytania: Jaki jest Twój ulubiony utwór z płyty "F.E.A.R."? W Dolinie Charlotty rozmawialiśmy z Markiem i Pete i wiemy jakie są ich... I dlaczego to akurat "The New Kings" zostało wybrane do promowania albumu?
H: Tak naprawdę to nie mam faworyta. Wszystkie utwory to moje dzieci... Myślę, że wszystkie są mocne, każdy na swój sposób. Wybraliśmy "The New Kings" bo pomyśleliśmy, że będzie najłatwiej go zagrać, "El Dorado" wymagałoby większego nakładu pracy, jest trudniejsze do zaprogramowania i połączenia brzmienia z tekstem, jest to po prostu bardziej złożony utwór. Rozpoczyna się akustyczną gitarą specjalnego typu, do której przytwierdzone są dziwne rzeczy, potrzebowalibyśmy więc tego, potrzebowalibyśmy więcej sprzętu. Wydaje mi się, że to jest jedyny powód dla którego nie zaczęliśmy od "El Dorado". Ale planujemy próby "El Dorado" w przyszłym tygodniu przed rozpoczęciem trasy po USA tak, aby dodać utwór do setlisty, "The New Kings" też, no i być może "Living in Fear".
TWP: W "The Leavers" mówicie: "Zostawcie nas w spokoju..."
H: Nie. Mówię - musimy jechać dalej. Musimy jechać. Musimy. Było świetnie Was poznać ale naprawdę nie możemy zostać. Jutro czeka na nas nowy kraj.
TWP: Czy gdybyś mógł to przestałbyś jeździć w trasy?
H: Nie, ja to kocham. Kocham każdy aspekt koncertowania. Przez moment chciałem powiedzieć, że dużo mniej lubię śpiewać w studio, ale to nieprawda. Kocham śpiewać w studio, ale wole śpiewać na żywo, bezpośrednio do ludzi. To wielki przywilej. Zawsze to lubiłem. Ale można też tym się zmęczyć. Kiedy jesteś w długiej trasie, dochodzisz do momentu kiedy masz dość... Po trzech miesiącach jeżdżenia jakaś cząstka mnie mówi: "Czy możemy już dać sobie spokój?" Bo kolejnym problemem - szczególnie jeśli jesteś frontmanem - jest dojście do momentu kiedy czujesz, że przestajesz być autentyczny, to jest silniejsze od ciebie. Wpadasz w rutynę i nagle zdajesz sobie sprawę, że... powtarzasz to, co mówiłeś poprzedniego wieczoru. Nawet podczas przedstawiania zespołu nagle myślisz: "O cholera, to samo mówiłem wczoraj!" Zmieniasz się w show biznesowego potwora. Nie jesteś uczciwy. Śpiewasz utwór i żadne słowo nawet nie wchodzi do twojej głowy. Działasz na autopilocie. Wiec dostajesz nerwicy i zaczynasz z premedytacją wszystko zmieniać, żeby nie powtarzać tego co już było. Ale taka zmiana często osłabia show więc część ciebie mówi: "To nie jest dobre", a druga mówi: "Ale nie możesz się powtarzać". Wiec wpadasz w nerwico - paranoje!
więcej w 3 numerze magazynu The Web Poland
Powrót do: wywiady